Karkonoskie SGO ,,Byle Dalej"
Po co jechać w Beskidy, jeśli można w Sudety?
Po co jechać w Beskidy, jeśli można w Sudety?
SGO razem w rodzinką, czyli Family Team w akcji! Muszyna, Powroźnik, Czarne Garby, Krzaki, Szlaki, Jaworzyna Krynicka, Nikifor i Muzeum Turystyki Górskiej.
Jaki jest najlepszy sposób na rozpoczęcie wakacji? Ostatni szkolny dzwonek zadzwonił? - czas ruszać w góry!
Jaki jest najlepszy sposób na rozpoczęcie wakacji? Ostatni szkolny dzwonek zadzwonił? - czas ruszać w góry!
Przedstawiamy krótką foto-relację z wyjazdu SGO Adama i Wojtka.
Było to w ostatni weekend majowy, kiedy już inni rodzice myśleli o dłuuugim weekendzie z Bożym Ciałem. A my z rodzicami i WUJKIEM PRZEWODNIKIEM wybraliśmy się w góry.
Plan na nasz wyjazd był prosty- mimo ograniczonego do marnych dwóch dni czasu jedziemy na wakacje. Wakacje, wiadomo, najlepsze wypasione.
Opowieść o błocie, jedzeniu i Marii Amalii; historii sztuki, speleologii i odpoczynku. Pozdrawiam serdecznie, ciepło zapraszam do lektury.
1 maja A.D 2018, hala główna Dworca Centralnego - na hali zaczyna gromadzić się grupka śmiałków, których znakiem charakterystycznym jest gar w ręce i piła pod pachą. Mają jeden cel - przeżyć 5-dniową trasę SGO "Wszyscy Zginiemy vol. II"! Przed nimi niezliczona ilość cerkwi, cmentarzy wojennych oraz wspaniałe widoki wokół! Nagrodą dla tych, którzy przeżyją jest majacząca na horyzoncie wizja finału trasy na ześrodkowaniu 54. Rajdu Beskid Niski!
Godzina 23:00, na stację wtacza się nasz pociąg - kierunek Gorlice!
Klamka zapadła, ruszamy!
Dawno, dawno temu …
Jako skrupulatny brodaty skrzat termin wyjazdu zaplanowałem już zapisując się na kurs. 18-19 06 2016 – jeden z nielicznych weekendów, które miałem wolne, i które mogłem wykorzystać na kurs.
Początki planowania to zbieranie ludzi. Chętnych było 10 razy więcej niż powinno. Kurde, 30 osób – jak ja sobie z nimi poradzę, ale co tam damy radę. Mam jeszcze jakieś 3 miesiące do tego – rozplanuje. Wraz z upływem czasu skład zaczął się zmniejszać. Im bliżej do wyjazdu tym osób coraz mniej. Śluby, wesela, pikniki, przeprowadzki, przeprowadzki z a granicę, ciąże, chore dzieci, rodzice, zwolnienia z pracy, zatrudnienia w pracy – kreatywność losowych „wypadków” zadziwiła nawet mnie.
Cześć! Rozpoczynamy relację z najlepszego SGO, które stało się dzięki cudom zaklętym w ziemskiej atmosferze SGO ekstremalnym. Przynajmniej w pierwszej części :-)
Nasze SGO rozpoczęliśmy od spotkania w piątek o 20:30 na Dworcu Centralnym, chociaż niektórzy wybrali nieco późniejszą godzinę. Na szczęście pociąg też był opóźniony. Do Przemyśla dojechaliśmy w 13 osób. Po nocy w pociągu, gdzie niektórym przypadły całkiem komfortowe, budzące zazdrość pani konduktorki, miejsca ruszyliśmy przez starówkę.
Wycieczka zaczęła się od zwiedzania Cerkwi w Wysowej. Dla większości uczestników klasyczna cerkiew Łemkowska była dużą atrakcją i nowością.Dowiedzieliśmy się też o wodach mineralnych w Beskidzie Niskim i skosztowaliśmy wody z parku zdrojowego.
Początek naszego wyjazdu to zbiórka na Dworcu Centralnym, gdzie wraz z ósemką naszych uczestników zapakowaliśmy się do pociągu w Kierunku Krynicy-Zdrój. Podróż minęła nam na długich rozmowach (m. in. o stacjach postojowych kolei), wspólnym graniu i śpiewaniu oraz niewielkiej ilości snu ;) Poranek przywitaliśmy w Starym Sączu.
W piątek, 10.06.2016, Samodzielna Grupa Operacyjna ruszyła na podbój Beskidu Sądeckiego. Wyprawę rozpoczęliśmy od nader udanej podróży pociągiem. Nad ranem, gdy pierwsze promienie słońca przeniknęły niebo, wysiedliśmy w Rytrze i chyżo ruszyliśmy na niebieski szlak. Stali bywalcy Rytra zachwalali co prawda lokalnie serwowaną kawę Lavanzę, ale niestety lokale były jeszcze zamknięte i mogliśmy jedynie wyobrazić sobie ten aromat… Na szczęście humory dopisywały. Minęliśmy park linowy, ścieżkę ekologiczną, kilka podejść…
Hej,
Najlepsza rekomendacją jest opinia uczestnika, więc przedstawiam relacja Witka z wyjazdu:
Oto krótka relacja z ostatniego wyjazdu w Beskid Wyspowy i Gorce.
W Beskid Niski wyjechaliśmy w piątek 24.06 po południu, a z racji iż nasza grupa była zbieraniną wspaniałych ludzi z Radomia, Piaseczna, Mszczonowa, Sierpca, Tomaszowa Mazowieckiego i Kuranowa chwilę potrwało zanim się zebraliśmy i ruszyliśmy. Do Studenckiej bazy SKPB Warszawa w Regietowie dotarliśmy około 2 w nocy. Ognisko, kiełbaski, gitara i śpiew „Czwarta nad ranem”…… zeszło się do piątej :)
Po triumfalnym wjeździe koleją do Krynicy, przemaszerowaliśmy szlakiem przez Krzyżówki do stacji kolejki gondolowej, wyjasniając jednocześnie ze stoickim spokojem że, nie, to niemożliwe, to się nie może urwać ;) Otwartość i uśmiech prowadzących zachęciła uczestników do zadawania pytań. Już na Jaworzynie pierwszy z nich odważył się zapytać: gdzie jesteśmy?
Ze świeżo zdobytym autorytetem przewodnickim, ruszyliśmy przez Bacówkę nad Wierchomlą do Piwnicznej, gdzie zaraz po obiedzie padło kolejne pytanie (z tych najważniejszych), na które oczywiście mieliśmy przygotowaną odpowiedź: co jemy na kolację?
Wszystko zaczęło się jak zwykle w takich przypadkach- od wylotówki z Legnicy w stronę jeleniej Góry. Szczęście sprzyjało nam od samego widac początku, bo po niespełna dziesięciu minutach jechaliśmy okazją prosto do celu, czyli do Szklarskiej Poręby . Nasz rozmowny kierowca miał na dziś taki sam plan jak my- zamierzał przejść grzbietem Karkonoszy ze Szklarskiej Poręby do schroniska Strzecha Akademicka. W mieście jednak nasze drogi się rozchodzą, ponieważ musimy skompletowac naszą czwórkę. Ruszamy na parking przy początku czerwonego szlaku w stronę Szrenicy, gdzie wkrótce docierają dziewczyny. Hania i Aga bez opóźnień, a nawet wyspane i juz rozbudzone dotarły tutaj nocnym pociągiem z Poznania.
Powitania, uściski i wreszcie można ruszać. Jak dobrze wiedzieć, że znowu ruszamy razem w Góry !
W Beskid Niski dojechaliśmy niezawodną SAABriną. O 7.00 rano w Tyliczu rozpoczeliśmy spacer po Koronę BN.
Plan był taki, by uciec z domu. Od dzwoniących telefonów, terminów, obowiązków, szefa i troskliwej mamusi. Od codzienności i pośpiechu. W dzikość, zieloność i ciszę. Zrobić wiosenne porządki w głowie, wywietrzyć uszy, przetrzeć oczy i przeciągnąć się leniwie.
Gdy Warszawa szykowała się do nocnej imprezy a fani piłkarscy siedzieli już przed telewizorami, czekając na mecz otwarcia Euro 2016, ósemka dzielnych turystów punktualnie przyszła na miejsce zbiórki na Dworcu Centralnym, by wyruszyć w Beskid Sądecki - dla wielu jeszcze nieodkryty. W pociągu panowała atmosfera integracji, która płynnie przeszła w fazę snu.
Wycieczka zaczęła się od spotkania o północy na stacji metra Wilanowska, gdzie czekał na nas autokar do Katowic. Stamtąd udaliśmy się pociągiem do Żywca i dalej busikiem do Korbielowa. Po drodze podzieliliśmy się garami i innym sprzętem by nieść po równo. Na miejsce dotarliśmy chwilę po siódmej i od razu z przystanku skręciliśmy w żółty szlak na Halę Miziową, gdzie po przerwie na śniadanie zostawiliśmy plecaki w schronisku i na lekko poszliśmy zdobywać Pilsko.
Brodzenie w kałużach i brodzenie w śniegu. Raz włosy mokre, raz oszronione. Jeden dzień ulewy i jeden bez kropli deszczu. Tak w skrócie wyglądała wycieczka zapoznawcza na przecięciu dwóch pór roku. Ale po kolei.
Samodzielna Grupa Operacyjna postanowila wyruszyć. Gdzie? W jakim składzie? I jakim sposobem? Ustalenia trwały do ostatniej chwili. Ostatecznie SGO liczyło tyle osób, ile zmieściło się w samochodzie - pięć, Cel: Babia.
Naszą historię trzeba zacząć od tego, że w dniu wyjazdu dowiedziałyśmy się, że jeden z naszych uczestników dojedzie dzień później. Podróż rozpoczęliśmy więc w niepełnym składzie - my dwie jako przewodniczki oraz czwórka uczestników. Nieobecność Mateusza bardzo nas zmartwiła ponieważ pierwszej nocy mieliśmy spać w Roztokach Górnych i z stamtąd też rozpocząć wędrówkę dnia drugiego. Do miejscowości tej niestety nie dojeżdża żaden autobus. Nie wiedziałyśmy czy możemy puścić naszego uczestnika w jego pierwszym dniu samego, aby do nas dołączył – zwłaszcza, że nie dysponował mapą, a jego dojście do celu opóźniłoby nasze wyruszenie o jakieś dwie godziny. Dlatego podjęłyśmy decyzję aby odwrócić bieg naszej trasy i spać pierwszej nocy w Wetlinie dokąd to można bezpośrednio dojechać. Dopiero w PKS-ie ułożyłyśmy nowy plan.
Przejście letnie w pigułce? Pewnie myślicie jak to możliwe?! Przeczytaj to sprawozdanie i sam się przekonasz:)
Dzień I
Początek naszej przygody zaczął się tak jak większość samochodowych wypraw – z opóźnieniem;p Ale opóźnienie zostało nadrobione i zgodnie z planem przy doborowej muzyce (i towarzystwie pilota- prowadzącego) Kuba bezpiecznie dowiózł nas do Jaworek. Tam właśnie rozbiliśmy po czwartej rano namioty na polu przy drodze i smacznie odsypialiśmy podróż. Gdy rano w sobotę wyszliśmy z namiotu przywitały nas owce.
Dorzucam do naszej relacji z SGO zdjęcia z naszego wyjazdu:)
Gorce czerwcowe
Harklowa – Kiczora – Trzy Kopce – Jaworzyna Kamieniecka - Przysłop – Gorc –
Papieżówka – przełęcz Borek – Turbacz – Łopuszna
Dzień 1 (czwartek)
Wieczorem w środę spotykamy się na Dworcu Zachodnim. Zbiórka 19:40. Na miejscu spotykamy już dwoje naszych uczestników. Na resztę czekamy. W międzyczasie zauważamy, ze inni kursanci tez licznie przychodzą na dworzec, żeby o podobnej godzinie pojechać w Bieszczady. 20 minut przed czasem udajemy się na stanowisko komunikacji prywatnej i wsiadamy do NeoBusa. Podczas wsiadania do autobusu oglądamy dokładnie silniki :)
Jako kursowy „emeryt” (tak przez niektórych nazywany) postanowiłem zorganizować wycieczkę dla uczestników, którzy także są w wieku co najmniej statecznym, tj. ...około trzydziestki. Dla Dominiki był to wyjazd pod hasłem „prosto zza biurka na połoniny”. Olga i Maciej, zapaleni rowerzyści, kondycyjnie do wycieczki byli przygotowani świetnie, natomiast Bieszczady był to dla nich rejon dziki i do tej pory nieznany.
Prowadzący: Paweł
Nieprowadzący: Konrad, Łukasz, Marysia (w kolejności alfabetycznej)
SGO: Tam i z powrotem
22-26 czerwca 2011, Bieszczady
Prowadzący: Hanka Nowicka i Szymon Kaczmarczyk
Prolog
W nocy ze środy na czwartek, 22/23 czerwca 2011 roku grupa żądnych wrażeń wojowników wyruszyła w podróż. Podróż o wiele dłuższą niż się spodziewali. Na czterodniowy weekend nałożyły się najdłuższe dni w roku, a jak się później miało okazać, noce do krótkich również nie należały. Każdy z nich posiadał specjalne zdolności, tylko jemu znane, które miał ujawnić w najodpowiedniejszym momencie. Tejże nocy, siedząc w dwóch różnych autokarach, rozsiani po odległych fotelach, zasnęli.
Podczas naszego SGO miałyśmy prowadzić siedmioro uczestników. Jednakże, jak to często bywa, na kilka dni przed wyjazdem zaczęły się rezygnacje. Jeszcze w dniu wyjazdu wycofały się kolejne osoby. Jednak postanowiłyśmy zrealizować wyjazd dla dwójki, która wytrwała - Moniki i Gosi.
W sobotę 11 VI o planowej godzinie dojechałyśmy do Nowego Targu, gdzie po krótkim przepakowaniu rzeczy poszłyśmy zwiedzać rynek. Dokupiłyśmy brakujący prowiant oraz ciepłe bułeczki w jednej z piekarni. Następnie busem dojechałyśmy do Łopusznej. Tam zwiedziłyśmy kościół św. Trójcy. Miałyśmy szczęście, bo kiedy przyszłyśmy kościół porządkowano i mogłyśmy zobaczyć go od środka, mimo iż dla zwiedzających jest on udostępniony od lipca do połowy października.
Nareszcie znów w dro dze! Po licznych przygodach związanych z papierologią, nagłych oświeceniach w sprawie trasy, miejsca wycieczki oraz transportu, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu znaleźliśmy się na peronie dumnego (choć w remoncie) Dworca Wschodniego. I to w komplecie:
O przedziwnych górach, wystających kamieniach i sumie podejść równej wysokości Mount Everestu słów kilka piórem Joanny Stachowiak.
– Hurra! Zaliczyli! – wprawiona w stan euforii po przeczytaniu maila z informacją, że Szanowne Kiero zaliczyło mi plan SGO, ochoczo rzucam się do szafy, z której ciurkiem wypadają plecak, śpiwór i inne skarby turystycznego ekwipunku, a wśród nich nieochrzczone jeszcze gary. Są nowiutkie, błyszczące – jak mi Bóg miły, po powrocie będą czarne. Ogólnej radości nie zmniejszają nawet umiarkowane komunikaty pogodowe. Kontrola „sprzętu” przed podróżą: bilety – są, mapa – jest, przygotowanie wiedzowe – ekhm... może być. No to wór na plecy i w drogę, Pieniny czekają!
Realizacja Planu rozpoczęła się w sobotę o świcie w Krynicy Zdroju po opuszczeniu autobusu. Przed wyruszeniem w trasę trzeba było tylko znaleźć jakieś miejsce, aby zjeść śniadanie. Temperatura panująca na zewnątrz raczej skłaniała do znalezienia jakiegoś ciepłego schronienia. Na ten cel udało się znaleźć otwartą poczekalnię dworca autobusowego. Gdy skończyliśmy już jeść śniadanie, pokazałem Grupie trasę. Po obejrzeniu trasy Grupa zabrała się do modyfikacji trasy i siania defetyzmu.
- Po co mamy iść w trasę? Można posiedzieć tu godzinę a potem podjechać kolejką - stwierdziła Grupa
SGO – Gorce (26-27.02.2011), prowadzący: Basia i Krzyś
Wszystko zaczęło się według misternie ułożonego przez nas planu, czyli spotkaniem na Dworcu Zachodnim. Szybki szturm na pociąg już po krótkim czasie okazał się znakomitym rozwiązaniem taktycznym. Dzięki temu mieliśmy prawie cały przedział dla nas oraz naszych uczestników co wprawiło wszystkich w dobry nastrój. Mieliśmy przed sobą całą noc na integrację, do której nie trzeba było zachęcać. Pierwsze parę godzin upłynęło nam na rozmowach, aż do chwili gdy zmorzył nas sen. Obudziliśmy się dopiero nad ranem, gdy pociąg powoli zbliżał się do Chabówki w której mieliśmy wysiadać. Pociąg miał chwilkę spóźnienia, co w ostatecznym rozrachunku nie okazało się złe, ponieważ umożliwiło nam poćwiczenie orientacji wieczorem jeszcze tego samego dnia.
Pani Kierowniczka: Ula
Poganiacz Niewolników: Bartek
Uczestnicy: Ewa, Kasia, Ola, Wiktoria, Krzysiek, Damian, Tomek, Marcin i Wojtek
Wszystko zaczęło się jak zawsze ? zbiórka o wyznaczonej godzinie na hali dworca PKP Warszawa Wschodnia, uczestnicy powoli się zbierają i z każdą nową osobą jedno imię więcej do zapamiętania. Grupa zebrana, pociąg podstawiony ? zajmujemy dwa przedziały i... JEDZIEMY!
Prowadzący: Ewa, Jacek,
Uczestnicy: Beata, Tomek, Danusia, Kuba, Wojtek, Robert
5-7.02 Bieszczady na rakietach śnieżnych
Dzielimy się na trzy grupy... a właściwie sami się podzielcie ? Szałas nie skończył nawet zdania, a przed Pingwinem już ustawił się jego fanklub. Żądni przygód kursanci pewnie usłyszeli od zeszłorocznych, że z nim to się do rana chodzi po jarach: góra ? dół, góra ? dół... w kółko. Na wierzchołku Diablaka pewnie też jest jakiś jar, tylko Pingwin jeszcze go nie odkrył, ale to kwestia czasu...
Po trzech przesiadkach o 9 rano wysiedliśmy z pociągu w Jeleśni. Na dworcu zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w trasę. Pogoda nie była dla nas łaskawa, choć zawsze mogło być gorzej. Była mgła i padał kapuśniaczek. Szliśmy, szliśmy, szliśmy, raz pod górę, a raz z góry. Prowadzący się zmieniali, tempo się zmieniało, stały był tylko kapuśniaczek i marsz.
Celem wycieczki było zapoznanie kandydatów na przewodników kursu SKPB 2009/10 ze specyfiką wyjazdów SKPB oraz z ich własnymi możliwościami. Wycieczka odbyła się w weekend 24-25 października 2009 roku.
Wydaje mi się, że tak niedawno pojechałam pierwszy raz w Beskid Niski. Pamiętam swoje nieśmiałe wejście w te góry. To wrażenie, że niebo ciężkie od szarych chmur zaraz przysiądzie na grzbiecie góry. I drogę przez Bartne: zasłoniętą deszczem cerkiew, kamienne krzyże, chałupy...
Wielicki zdobywa zimą K2 i w końcu udało mu się wejść na szczyt, a tam przy ognisku siedzi trzech kolesi i gotuje gluta. Pyta więc:
Magda P. oznacza Magdę Przewodnicę dla odróżnienia od Magdy Harcerki.
A Ola powiedziała
Ktoś: Dlaczego miałaś ksywkę Tyncio?
Ola: Bo bawiliśmy się w pieniądze. Ja byłam tysiąc złotych.
Ola: Pękają mi ręce wzdłuż linii papilarnych.
Ola: Rozkładam kosmetyki przy namiocie jako higieniczną akcję edukacyjną dla Karoliny.
Jest to zbiór tekstów, które powstawały podczas wycieczek Kursu Przewodnickiego 2001/2002. Część tekstów oczywiście zaginęła w niedoskonałej ludzkiej pamięci, lecz te które udało mi się zebrać znajdziecie poniżej.
Znajdują się tu półsłówka wymyślone na Kursie Przewodnickim 2001/2002. Największymi miłośnikami półsłówek na Kursie byli Kuba Jagiełło i Jędrek Gąsiorowski. Najwięcej półsłówek powstało na zimówce i większość ich wymyślił Kuba, który potrafił osiągnąć tempo wymyślania 5 półsłówek na jara. Gra Półsłówek wracała później jak bumerang na innych wycieczkach kursowych. Zamieszczone są tu jedynie półsłówka wymyślone na Kursie, chociaż Kuba ma nawet całą książeczkę Szymona Kobylińskiego z półsłówkami.
Piosenki ułożone i śpiewane na Kursie Przewodnickim 2002/2003.
Piosenki ułożone i śpiewane na Kursie Przewodnickim 2000/2001.
A oto wybrane dzieła kursantów Kursu Przewodnickiego 2001/2002.