Tuż przed zimą w weekend 15-16.11 mocny skład wykonał w Teodorówce kawał dobrej roboty. Przede wszystkim działa już nowa umywalnia, a cała wiatka w zasadzie jest już skończona, stoją i mają izolację wszystkie ściany, zamontowane są drzwi do kibelka i do umywalni, są podłogi i wszystko jest jak trzeba.
Poza tym, zakupiliśmy i pocięliśmy drewno na zimę (tzn. dzięki rozmachowi Skietera raczej na 2 zimy ;) oraz ułożyliśmy je pod wiatką. To kolejny krok w stronę zwolnienia drewutni w chatce z wszelkich niepotrzebnych i niszczących wnętrze rzeczy. Rąbanie drewna też od dzisiaj będzie się już odbywać pod wiatką. Udało się oprócz tego zrobić sporo porządku wokół domu - zagrabić krzaki, liście, wywieźć dużą ilość starych śmieci jeszcze po poprzednich właścicielach. Do tego trochę drobiazgów w stylu wymiany klapy od studni czy wymiany płyty kuchennej (kupiliśmy nowe płyty w sklepie ogrodniczym). No i to wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie sprawne i energiczne działanie Matyldy, Moniki, Skietera, Mikołaja, Socja, Piotra Adamczyka, Janka Dobrzańskiego. Za tę robotę raz jeszcze gorąco dziękuję!
W telegraficznym skrócie było tak: Mikołaj z Socjem ruszyli już w czwartek z Warszawy, aby w piątek załatwić swoje biznesy w Bieszczadach, w związku z czym wylądowali w Teo już w piątek po południu. Reszta, tj. Baranek, Skieter, Monia i Matylda, a także Piotrek i Janek (i szafa) wystartowała w piątek wieczorem. Zaowocowało to dojazdem na miejsce odpowiednio ok. 1.30 i ok 4.30 (bo Piotrek miał po drodze Muszynę, a w zasadzie to szafa miała ;). Jak łatwo się domyśleć, w piątek zdziałaliśmy już niewiele.
Natomiast w sobotę wstaliśmy ok. ósmej i ochoczo zabraliśmy się do rozpatrywani co też jest do zrobienia. W efekcie, Mikołaj z Socjem pojechali na dół do Dukli po fanty, np. drzwi (jak się potem okazało, wyręczyili w transporcie firmę budowlaną), a reszta zabrała się z drewno i przygotowanie frontu robót (przeniesienie drewna itp.).
W międzyczasie zasypaliśmy trochę szambo, bo od nowości sterczało bezwstydnie z ziemi. Ok 10.30 M i S wrócili z towarem z tartaku i drzwiami (wspomniany transport z DomMaxu). Przystąpiliśmy zatem do roboty przy ścianach i drzwiach, co zajęło nam czas w zasadzie do wieczora. Jednocześnie, nieustępliwie cięliśmy te 7 metrów drewna, które Skieter w swojej łaskawości zamówiła (ja,Janek i Matylda i nasza nówka piła Stihl brum brum). Pocięte drewno układaliśmy wespół pod wiatką. Z krótką przerwą na obiad robiiśmy mniej więcej do 22 i z fajrantem mieliśmy już sufity, ściany (prawie) i jedne drzwi.
W niedzielę natomiast rozpoczęliśmy znowu ok. 8.30 i do zrobienia była reszta ścianek, drugie drzwi i ogólne porządki. Ponieważ czas mieliśmy tylko do 14 mniej więcej, zwijając się jak pracowite pszczółki zrobiliśmy co trzeba, a nawt więcej. Ponieważ był pewien nieokreślony kawałek wiatki, dzięki uporowi Mikołaja udało się go dookreślić i tym samym zamknąć szczelnie umywalnię. Na koniec, rzutem na taśmę udało się zagrabić większość walającego się wokół wiatki i chatki śmiecia (jeszcze po dawnych mieszkańcach) i tym samym zaprowadzić jaki taki porządek dookoła. Śmieci wesoło pojechały z Monią na spacerek do kontenera, co widać poniżej (zwróćcie uwagę na git wózeczek - to robota lokalnego rękodzielnictwa ;).
Całość robót Socjo zakończył efektownym telemarka ze szczotą. Wyjście z progu umywalni było nadzwyczaj dynamiczne, a lot agresywny i technicznie bez zastrzeżeń ;)
Wszystkich zapraszam do Teodorówki na kolejne remontówki wiosną 2009, a wcześniej na Mikołajki Beskidzkie w dniach 6-7.12 (informacje już niebawem)!
cdn.
Końcowy efekt naszych robót (Mikołaj, jeszcze raz sorry za brezent ;)