Wszystko zaczęło się dawno temu. Już w dzieciństwie nic nie sprawiało mi takiej przyjemności, jak marsz pod górę. Potem było liceum i pierwsze organizowane bieszczadzkie wyjazdy dla znajomych.
Na początku drugiego roku studiów na WNE UW zobaczyłem ogłoszenie o kursie. Postanowiłem spróbować. Nie wiedziałem wówczas, że kurs stanie się moim narkotykiem. Wpadłem już na pierwszym wyjeździe w Gorce. A potem nie mogłem odpuścić. I tak kurs stał się częścią mojego życia. Miałem jeszcze to szczęście, że robiłem go dwa lata. Przerwa dała mi możliwość nabrania dystansu, pogłębienia wiedzy i umiejętności, a przede wszystkim wypracowania własnej wizji przewodnictwa.
Góry od zawsze były dla mnie miejscem magicznym. Magia ognia, pięknych widoków i doborowe towarzystwo spowodowały, że uzależniałem się jeszcze bardziej. Nie było dnia, abym nie myślał o krótkiej wycieczce czy dalekiej wyprawie. Część z marzeń udało się zrealizować za zasługą własną i innych zarażonych. Mimo, iż nie zawsze udawało się wykonać planów, najważniejszy jest fakt wspólnych przeżyć. Nie jest bowiem istotne osiąganie celów, lecz przebycie drogi, jaka do tych celów prowadzi. Bo wspomnienia z niej pozostają na zawsze.
Dlatego też podejmowałem trudy organizacji wielu kołowych imprez, poprowadzenia kilkudziesięciu wycieczek, obozów, rajdów czy wreszcie wyjazdów szkoleniowych. Szczególnym sentymentem darzę kursy przewodnickie, gdyż dane mi było wychować część młodszych pokoleń przewodników SKPB. Cieszę się, jak w gronie absolwentów kolejnych kursów znajdują się osoby, które widzą sens robienia czegoś dla innych, zarówno poprzez organizację imprez, jak i samo prowadzenie. Przewodnictwo zaś traktuję jako misję, w czasie której najcenniejszą rzeczą jest możliwość dzielenia się z innymi euforią, którą Góry wywołują.
Jeśli chcesz pokonać ze mną część drogi, serdecznie zapraszam!
Tadżykistan, Góry Fańskie. Jemy arbuza na 3 400 m npm
Tadżykistan, Góry Fańskie, przełęcz ok. 4 000 m npm
Granica rosyjsko-kazachska - Ałtaj. W drodze na Biełuchę