Zaczeło się standartowo - piaskownicą u podnóża góry Szyndzielni.
Było fajowo, ale najlepsze miało nastąpić - Kolejka Górska na Szyndzielnię.
Nie tak zupełnie na samą Szyndzielnię, ale trochę nas podwiozła. Na górze WUJEK PRZEWODNIK pokazywał nam sąsiednie góry.
A potem poszliśmy do WIELKIEGO SCHRONISKA na obiad (i lody).
Jak nabraliśmy sił, to ruszyliśmy w drogę. Niestety nie starczyło tego na długo, więc często robiliśmy postoje i korzystaliśmy z podfruwek...
Ostatecznie udalo się zdobyć nasz NAJWYŻSZY szczyt - Klimczok (1117 m n. p. m).
Niektórzy z nas tak się zmęczyli, że aż zasneli na postuju kawałek niżej.
Niezrażeni trudami podróży, pomimo zachęcających kałuż dotarliśmy do noclegu obok PRAWDZIWEGO SCHRONISKA - na Błatnej
Następny dzień zaczął się normalnie - od huśtawki.
A potem już było tylko mozolne schodzenie na nogach lub podfruwajkami albo na barana - jak kto wolał
Ostatecznie dotarliśmy do miejsca ogniskowego w Jaworzu, gdzie WUJEK PRZEWODNIK rozpalił OGNISKO.
Na którym upiekliśmy pyszne kiełbaski. MNIAM.
No i to było by na tyle